środa, 2 sierpnia 2017

Yummy gummy bear




Krasnal w okolicznościach all inclusive prowadzi intensywny międzynarodowy networking futbolowy. Zapytany, jak się dogaduje z reprezentantami Serie A wagi muszej, wzrusza ramionami i oznajmia: jak o coś pytają, to mówię "okej".

Babcia z dumą obserwuje, jak w trakcie mini-disko energicznie konwersuje z ewidentnie zagranicznym kolegą, z dużym nasileniem w trakcie piosenki "Yummy Gummy Bear". Z pewną podejrzliwością, ale w końcu i ja poddaję się fali wzruszenia, że oto geny po mamusi, poliglota słodki kochany mój najmilszy.

- Krasnalku, o czym rozmawialiście?
- O niczym. Tylko zamienialiśmy różne słowa piosenek na "fuck". Yummy Fuckin' Bear, mamusiu.

Aiuto!



środa, 1 lutego 2017

Do odważnych świat należy

Jako jedynaczka zawsze miałam wyidealizowany obraz starszego brata jako opiekuna i przewodnika. Możliwość cynicznego wykorzystania młodszej siostry przez myśl by mi nie przeszła, gdy tymczasem...

Ferie zimowe. Pani Szyneczka, awansowawszy z oślej łączki na orczyk, w pąsach przyjmuje komentarze dotyczące niezwykłego wprost współczynnika dzielności przypadającej na każdy z jej 99 cm wzrostu.

Krasnal z braku piłki rozgrywa tymczasem mecz korkiem od wina, ostatecznie umieszczając go celnym kopniakiem w czarnej dziurze pod kominkiem. Czarna dziura mieści stare gazety, kurz, popiół i zwarte stadko pająków, co jakiś czas pojedynczo wymykających się w stronę drzwi.

Dokonawszy oględzin i najwyraźniej rozważywszy wszystkie za i przeciw, Krasnal zagaja:

- Słuchaj, ty jesteś odważna, wyjmij mi ten korek.


niedziela, 7 sierpnia 2016

Nietrzymanie

W temacie wydalania i z relacji Babci: Pani Szyneczka w drodze powrotnej ze spaceru przebąkuje coś, że siku, że już i że szybko, kiedy zatem przekracza furtkę ze słowami "mogę popuszczać...?", Babcia krzyczy: Nieeeeee!!!, po czym jak Chuck Norris czy inny Jackie Chan wprawnym ruchem chwyta małą różową pod pachę i rączym kłusem bieży z nią tam, gdzie królowa piechotą.

Opuściwszy przybytek mała różowa rozgląda się i kończy myśl:

- Babciu, mogę popuszczać bańki?

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Szlakiem szaletów


Nie, nie chodzi o alpejskie domki.

Jak oni to robią - ci wszyscy, co przemierzają świat z drobnymi dziećmi na ręku? Albo dysponują wyłącznie oseskiem w pieluchach, albo to wierutny bulszit. Albo - co też możliwe - relacjonują wybiórczo. Bo my na ten przykład zwiedziliśmy całe mnóstwo toalet. W nielicznych przerwach widzieliśmy też kilka zabytków.



Średniej wielkości europejskie miasto z przeszłością. Czwórka dorosłych, piątka dzieci. Dwie sztuki ledwo 3,5-letnie, dalej 6-, 7- i 9-latek. Na miejsce odległe o jakieś 35 kilometrów od kwatery głównej docieramy po postoju na siku, mniej więcej 35 pytaniach "za kiedy dojedziemy?" i "daleko jeszcze?", przystanku na zakup gumy do żucia ("nieeeedobrze miiiii") oraz ciastek i owoców ("głooooodna jestem, ale nie wiem, na co"), w akompaniamencie dzikich ryków ("duuuupcia mnie boooooli"), głośnych pretensji ("czy ona musi tak ryczeć?") i licznych zapytań ("ale będzie tam sklep z zabawkami?", "ale zjemy lody, tak?", "ale grzeczna jestem dzisiaj, prawda?").

Festiwal: "Mamo, siku" rozpoczyna się mniej więcej po 300 metrach od parkingu. W atmosferze rosnącego napięcia wpadamy na starówkę, rozpaczliwie szukając między szyldami "Gucci", "Fendi", "Dolce&Gabbana", "Prada", "Burberry" czegokolwiek, co wygląda jak toaleta. Do stugwiazdkowego butikowego hoteliku wbiegamy z 3-latkami na rękach i obłędem w oczach, dysząc słowa "toilet" i "desperately". Recepcjonista tylko przewraca oczami ("następna-matka-trzylatka-w prawo-do-końca-i w lewo"). Bardzo miła lokalizacja, acz kibelek nieco przyciasny. Jakieś tam chyba nawet instalacje artystyczne były przed hotelem, hmmm... W każdym razie ludzie robili zdjęcia. Dziwni jacyś.

Przebieranki, ablucje, siku-kupy trwają wystarczająco długo, żeby pozostała część wycieczki przyswoiła większość zabranych napojów i jakieś 300 metrów i jeden zabytkowy kościół dalej zgłosiła chęć pójścia za potrzebą. Starszaki sikają, 3-latki uzupełniają płyny, pół godzinki mija jak sen jaki złoty. Urocza lokalizacja, niewątpliwie. Co to był na kościół? Hmmm...

Kolejnych 300 metrów dalej, odstawszy swoje w kolejce, wchodzimy do katedry, by jeszcze w drodze do ołtarza usłyszeć "mamo, siku" i kurcgalopkiem, ku wcale nie życzliwemu zainteresowaniu obwieszonych karabinami służb porządkowych, wybiec w rynek w kierunku pierwszej otwartej knajpki, klnąc dyskretnie pod nosem, że nie po to się stało i czekało, itd, itp. Knajpka przyjemna, muzyczna - płyty z autografami na ścianach. Toaleta nieco zaniedbana, ale papier jest. Jedni korzystają, inni uzupełniają płyny. Zamiana. Pół godzinki zlatuje jak z bicza strzelił.

300 metrów dalej... Co to my zwiedzaliśmy za miasto? Hmmmm... Bo toalety były przyzwoite.






środa, 29 czerwca 2016

W bólach rodzić będziesz

Pani Szyneczka, wspomagając się wytkniętym językiem, opanowuje zapinanie sandałków na pasek.
- Jak będę miała swoje dzieci, to będę im już mogła pomóc - cieszy się.
- O! - mówię. - A chcesz mieć synka czy córeczkę?
- Synka i córeckę - deklaruje.
- A kto będzie tatą? - interesuje się Tato.
- Urodzę go - mówi po zastanowieniu. - Urodzę, i jak urośnie, to będzie tatą.

Zalatuje kryminałem, ale zawsze to jakieś rozwiązanie.

10 minut później wpada do pokoju z drżącą brodą i łzami na rzęsach.
- Boję się, mamo! - wyznaje. - Boję się, ze to rodzenie będzie strasnie bolało. Będzie, mamo?